Postępowanie mające wyłonić nowy wielozadaniowy samolot bojowy dla wojsk lotniczych Tajlandii teoretycznie jest już na ostatniej prostej, ale być może dopiero teraz staje przed największą przeszkodą. Jak informuje Bangkok Post, termin na złożenie ostatecznych ofert wydłużono do 20 sierpnia. Minister obrony Sutin Klungsang oczekuje, iż uczestnicy przetargu zaoferują atrakcyjniejsze warunki offsetu.
W postępowaniu uczestniczą już tylko dwa przedsiębiorstwa – Lockheed Martin i Saab, proponujące odpowiednio F-16 Block 70/72 i Gripena E/F. Gra toczy się o zamówienie na dwanaście do czternastu egzemplarzy. Nowe maszyny mają trafić do 102. Eskadry, wyposażonej obecnie w F-16A/B Block 15, z bazy Korat we wschodniej części kraju.
14 lipca siły powietrzne zakomunikowały ministerstwu, że ich faworytem jest Gripen. Jest to oczywiście mocny argument na rzecz szwedzkiej konstrukcji, ale nie rozstrzygający. Wszystko wskazuje, że decydującą rolę odegra to, kto zaoferuje większe korzyści dla tajlandzkiej gospodarki.
Jak informuje FlightGlobal, na razie Lockheed Martin proponuje offset obejmujący utworzenie ośrodka badawczo-rozwojowego zajmującego się rolnictwem i technologiami przemysłowymi, a także szkolenie dla tajlandzkich inżynierów z branży lotniczej. Na stole są też lepsze warunki kredytu na zakup samolotów: oprocentowanie 3,5% zamiast 5% i dłuższy termin spłaty. Szczegóły offsetu proponowanego przez Saaba nie są znane.
Trzeba też mieć na uwadze, że od wybuchu pandemii Tajlandia zmaga się z problemami finansowymi, które uniemożliwiają normalną realizację programów modernizacji sił zbrojnych. Najpierw tymczasowo, a następnie bezterminowo, zawieszono zakup chińskich okrętów podwodnych. Ad Kalendas Græcas odłożono także zakup samolotów transportowych (które mają zastąpić dwanaście używanych obecnie C-130H) i nowych śmigłowców szkolnych.
W przypadku samolotów bojowych sytuacja ta spowoduje najprawdopodobniej, że zamówienie zostanie podzielone. Najpierw Bangkok zamówi cztery egzemplarze (których koszt szacuje się na 19 miliardów batów, czyli 1,1 miliarda złotych), a pozostałe osiem–dziesięć zostanie uwzględnione w umowie jako opcja. Jej realizacja miałaby nastąpić kilka lat później. Dla porównania: projekt budżetu na rok podatkowy 2024–2025 zakłada przeznaczenie na ministerstwo obrony 200 miliardów batów.
Obecnie tajlandzkie siły powietrzne dysponują eklektyczną mieszanką samolotów bojowych. Według raportu Military Balance 2024 w służbie pozostają myśliwce F-5E/F Tiger II (dwadzieścia cztery, w tym trzy dwumiejscowe), F-16A/B Block 15 Fighting Falcon (pięćdziesiąt, w tym czternaście dwumiejscowych) i JAS 39C/D Gripen (jedenaście, w tym cztery dwumiejscowe). Do tego dochodzą samoloty szkolne, które można wykorzystywać także bojowo: szesnaście Alpha Jetów i dwanaście T-50TH.
Siedem lat temu Tajlandia zainicjowała program modernizacji F-5E/F do standardu F-5TH Super Tigris we współpracy z izraelskim Elbitem. Celem jest uczynienie z F-5 myśliwca generacji 4+. Zmiany obejmują wydłużenie resursu maszyn z 7200 do 9600 godzin, całkowitą wymianę awioniki i nową architektura kokpitu, samoloty otrzymują także nowoczesne łącza danych i nowoczesne wyświetlacze nahełmowe oraz zostaną zintegrowane z izraelskim uzbrojeniem.
Program biegnie jednak w iście żółwim tempie. Mimo że w 2017 roku ogłoszono, że pierwsza faza obejmie cztery maszyny, najprawdopodobniej do tej pory zmodernizowano jedynie dwie. Wieść gminna niesie, iż całe przedsięwzięcie jest po prostu kaprysem króla Vajiralongkorna, który w czasie służby wojskowej latał na maszynach tego typu i ponoć ma do nich sentyment.
Od półtorej dekady tajlandzkie lotnictwo intensywnie rozwijało więzi ze Szwecją. Pierwsza szóstka Gripenów przyleciała do Tajlandii w lutym 2011 roku, druga – dwa lata później. Bangkok planował zamówić jeszcze trzecią, gdyż szacował swoje potrzeby na osiemnaście myśliwców, ale na to już nie było go stać. Później plan ten zredukowano do czterech egzemplarzy, ale i tu spełzło na niczym. Zrezygnowano nawet z planów zamówienia jednego samolotu dla zastąpienia tego, który rozbił się w 2017 roku.
Niemniej Tajlandia sięgnęła także po inne szwedzkie produkty: sieciocentryczny system dowodzenia i kontroli Saab 9AIR C4I oraz samoloty wczesnego ostrzegania Saab 340 AEW. W latach 2010–2012 Bangkok otrzymał dwa samoloty tego typu, jeden S 100B Argus i jeden transportowy TP 100, który następnie poddano konwersji i wyposażono w stację radiolokacyjną z całym przynależnym jej wyposażeniem (taką samą konwersję przeszedł też jeden z samolotów, które kupił nasz kraj).
Samoloty w Tajlandii, chociaż są wyposażone w pojedynczą konsolę dla operatora radaru, są wykorzystywane zgodnie ze szwedzkim modelem, który zakłada, że na pokładzie znajdują się wyłącznie piloci i technicy odpowiedzialni za prawidłową pracę radaru, ale sam obraz sytuacji powietrznej jest retransmitowany na naziemne stanowiska dowodzenia, które z kolei naprowadza myśliwce. Właśnie w tym procesie wykorzystywany jest system 9AIR.
W tym kontekście trudno się dziwić, że siły powietrzne wskazały Gripena jako swojego faworyta. Chodzi tu nie tylko o zdolności bojowe samego myśliwca, ale też o to, co siły powietrzne mogą uzyskać we współpracy z jego producentem (i innymi jego produktami). Dla Amerykanów zwycięstwo w przetargu jest zaś istotne z politycznego punktu widzenia. Lockheed poradzi sobie bez zamówienia na kolejne cztery „szesnastki”, ale Waszyngtonowi zależy na zachęceniu Tajlandii – sojusznika, który jednak od lat flirtuje z chińskim przemysłem zbrojeniowym – aby sięgnęła po uzbrojenie nie tylko ogólnie zachodnie, ale też konkretnie amerykańskie.
Wprawdzie z zakupu chińskich okrętów podwodnych nic nie wyszło, ale w ubiegłym roku chińska stocznia Hudong-Zhonghua przekazała marynarce wojennej Tajlandii okręt desantowy dok typu 071E Chang. Tajlandia stała się pierwszym użytkownikiem eksportowym okrętów tego typu. Do tego można doliczyć między innymi: czołgi podstawowe VT-4, bojowe wozy piechoty VN-1 i czołgi pływające VN-16.
Linus Svensson / Saab